Kompas literacki - ma być przewodnikiem po pracowniach współczesnych pisarzy rumuńskich, nieodkrytych jeszcze przez polską publiczność lub tych, których nowe książki nie trafiły jeszcze do Polski.Kompas odsłania najkrótszą drogę do centralnego punktu dobrej literatury, zachęcając polskich czytelników, tłumaczy i wydawców do wyprawy do nowych krain rumuńskiej wyobraźni literackiej.
Kompas pokazuje nam dzisiaj:
SIÓDMEGO PAŹDZIERNIKA Vlada Zografiego
Pewien poeta, działający w literackim podziemiu bukareszteńskim, zostaje zamordowany w tramwaju po tym, jak stanął w obronie dziewczyny gnębionej przez dwóch bandytów. Tuż przed wejściem do tramwaju poeta kontempluje pomnik z brązu, dzieło jakiegoś hołdującego realizmowi rzeźbiarza, przedstawiający polityka Vasile Lascăra, u którego stóp siedzi muza. Poecie przychodzi mu na myśl, że też zasługiwałby na podobny pomnik. Po dotarciu na tamten świat, zawieszony w próżni i ciemności, pozbawiony ciała i wszelkich pokus fizycznych, zredukowany do kropki albo nawet czegoś mniejszego niż kropka, poeta przypomina sobie ostatnie chwile życia, próbując ustalić, która ze znanych mu kobiet byłaby odpowiednia do roli muzy, zajmującej miejsce u jego odlanych z brązu stóp na możliwym pomniku. Wydarzeniem, które odcisnęło piętno na jego życiu i wywołało literacki zapał, była wizyta, jaką w młodości popełnił w Niemieckiej Republice Demokratycznej, a zwłaszcza fascynująca w swojej groteskowości parada wojskowa w Berlinie w dniu siódmego października, czyli w narodowe święto NRD. Poeta traci pracę w czasopiśmie literackim, po kolei jest nocnym stróżem, kontrolerem w autobusach, kasjerem w sklepie całodobowym, na koniec zaś obraca się wśród półświatka Jaskini – miejsca naprawdę mieszczącego się w podziemiu, bynajmniej nie literackim. Na przygody poety nakładają się historie opowiadane przez Verę, kobietę, z którą koniec końców dzieli bytowanie, oferującą swojemu partnerowi komplementarny punkt widzenia poprzez opowiadanie o mężczyznach, jacy przewinęli się przez jej życie. Zostawiwszy na boku wspomnienia, zawieszony w próżni i ciemności poeta nie wie już, na co czeka albo czy w ogóle na coś czeka i dlatego zaczyna zadawać sobie pytania o życiu i świecie, który właśnie opuścił. Dochodzi do wniosku, że umierając od ciosu nożem, stał się obywatelem NRD, jedynego kraju, który kiedykolwiek odwiedził, a który już nie istnieje.
Współrzędne lokalizacji książki:
Editura Humanitas, Bukareszt 2018, 346 s.
Kim jest Vlad Zografi?
Dramatopisarz, prozaik, eseista i tłumacz, urodzony w 1960 roku w Bukareszcie. Absolwent Wydziału Fizyki na Uniwersytecie w Bukareszcie, doktorat z fizyki jądrowej uzyskał w Paryżu. Zamiast kariery naukowej wolał pracę ze słowem w bukareszteńskim wydawnictwie Humanitas: „Język rumuński jest dla mnie jak wewnętrzny organ, którego nie da się transplantować”. Na początku lat 90. opublikował dwa tomy prozy. Rozgłos zyskał jednak jako dramaturg, w 1995 roku, dzięki sztuce teatralnej Petru sau Petele din soare (Piotr czyli Plamy na słońcu), w której wizyta cara Piotra I w Paryżu jest pretekstem do zastanowienia się nad tematem wiecznej opozycji Wschodu i Zachodu. Jego tomy dramatów otrzymały trzy razy Nagrodę Związku Pisarzy Rumuńskich, a jego sztuki grano na najważniejszych scenach z Rumunii, również w Szwecji, Niemczech i Francji. W 2012 roku opublikował tom esejów Infinitul dinăuntru (Wewnętrzna nieskońconość). W twórczości prozatorskiej chętnie zajmuje się upadkiem moralnym, przyciągają go postaci intelektualistów, którzy nie potrafią się przystosować, z rozbitym życiem emocjonalnym czy zawodowym, tak jak w polifonicznej powieści Efectele secundare ale vieţii (Skutki uboczne życia, 2016) czy Şapte Octombrie (Siódmy Października, 2018), którego protagonista pokornie przyznaje: „Urodziłem się bez gwarancji i instrukcji obsługi”.
Prowadzeni przez kompas, Veni, legi, dixi (ach, łacina: przybyłem, przeczytałem, powiedziałem):
„Tu odnalazłam jedną z najpiękniejszych
definicji poezji: jest ona «groźną delikatnością języka węża boa, badającego świat»… Całą
poezję narratora stanowi pisanie, naszpikowane metamorfozami wyjaśnianie owych
groteskowych, przerażających obrazów przypominających malastwo Boscha“
Ioana Moraru, Observator
cultural
„Zografi kontruje tragiczną rzeczywistość ironicznym i autoironicznym,
sarkastycznym i parodystycznym stylem i dlatego o najtrudniejszym temacie (śmierci)
udaje mu się mówić w sposób, który nas totalnie zaskakuje. … I tam, w owym «martwym
punkcie», w którym się znajduje, bohater Zografiego nie musi już godzić się na żadne
ustępstwa, dlatego też całe jego wyznanie jest wręcz przykładem naturalności”.
Luana Stroe, Bookaholic
„Tekst Siódmego Października, gęsty i zmienny jak mozaika, jest opowieścią o poecie, który próbuje
donieść do końca swoją śmierć. Żyjąc, poszukuje logiki przeznaczenia,
gromadząc książki i wytyczając w wyobraźni trasy przez miasto. Po tamtej zaś
stronie próbuje odnaleźć logikę śmierci w życiu. Vlad Zografi konstruuje
wiarygodnego, nie nadążającego za życiem bohatera”.
Marius Miheț, România
literară
Chcecie się przekonać sami? Kompas ujawnia fragment powieści Siódmego Października:
[Narrator jest poetą. Podczas powrotu do domu, w tramwaju zostaje dźgnięty śmiertelnie nożem. Na tamtym świecie dokonuje przeglądu swojego życia. Wśród ostatnich obrazów widzianych przed śmiercią przypomina sobie odlany z brązu pomnik jakiej ważnej postaci z siedzącą u stóp muzą. Zawieszony między nicością a ciemnością poeta rozmyśla nad tym, że on też godzien byłby pomnika usytuowanego na jakimś dyskretnym bukareszteńskim skwerku. Przypomina sobie więc kobiety, które zaistnały w jego życiu i zastanawia się, która pasowałaby do roli muzy siedzącej u stóp owego pomnika.]
„Usiadłem za
biurkiem, wziąłem kartkę, ołówek z rysikiem zero przecinek siedem, przedmiot z
pozoru pozbawiony duszy, ale emanujący jednak większą dawką poezji niż
wszystkie myszki literackie razem wzięte, i napisałem: Gruz płynie przez nasze
żyły Robią nam kroplówki z błota. Tu się zablokowałem, trzymając ołówek w górze
przez nieokreślony czas, przypomniałem sobie, jak dawniej nadymałem się, żeby
coś napisać, cokolwiek, otumaniony, sparaliżowany przed kawałkiem papieru,
przypomniałem sobie o Camelii, której nazwisko, z szacunku dla właścicielki
przystoi mi wymówić w całości: Camelia Isbășescu, trzecia kobieta w moim życiu
seksualnym i główny powód mojego zatwardzenia.
Byłem bardzo
młody, to wiele wyjaśnia. Camelia Isbășescu miała na mnie olbrzymi wpływ – pracowała
jako asystentka w katedrze języka francuskiego na Wydziale Literatury, podczas
gdy ja byłem zwykłym obszarpańcem. Nie wyglądała wcale źle, była szczuplutka, a
jej delikatne kostki, sterczące sutki koloru kawowego oraz okulary w czarnych
oprawkach powodowały, że wokół tej kobiety powstawała jakaś perwersyjna aura.
Camelia ubierała się zawsze gustownie, poruszała z wystudiowanym
wyrafinowaniem, ale mnie podniecało głównie to, jak mówiła i jak używała z
oszałamiającą pewnością słów, których w życiu nie słyszałem, a które obiecywały
rozwiązanie całej zagadki poezji, rozsupłanie całej tajemnicy życia.”...
[czytaj dalej tutaj]
Czekamy na Wasze wrażenia po lekturze pod adresem warszawa@icr.ro!