Książka tygodnia: „Kocie opowieśći” Cristiana Teodorescu (fragmenty)

Cristian Teodorescu Kocie opowieści, przekład Radosława Janowska-Lascar, Amaltea 2019
(fragmenty)


... to mieszanka z jakąś rzadką rasą syberyjską. Facet chwalił się jeszcze, że on sam jest krewnym wojewody wołoskiego z siedemnastego wieku, Macieja Basaraba.

Tak więc, jak nie mamy szans, żeby zobaczyć Macieja Basaraba, rzekomego praprawujka sołtysa, tak samo nie zobaczymy syberyjskiego kocura, który spiknął się z rodzimą, rumuńską kotką. Jakkolwiek by było, nikt nie zbliżał się nawet do rzekomej Syberyjki, kiedy w marcu uciekała z domu. Sołtys kolegował się z naczelnikiem posterunku policji, z popem i z gminnym lekarzem od krów i świń. A niektórzy chłopi donosili na innych, żeby dobrze żyć z sołtysem.

Kiedy kotka przedstawiciela władzy wchodziła w gorący czas i podkradała jedzenie stąd i zowąd, jeżeli wydawało jej się, że mieszka tam jakiś interesujący kot, wychodziła bez szwanku z kuchni i spiżarek, bo wszyscy we wsi wiedzieli, że jest niebieska, jak żadna inna w okolicy.

Sołtys przegrał jednak wybory, a pierwszym, który zdradził tajemnicę dotyczącą koloru kotki, był weterynarz. Jego zdaniem błękitna Bazylka cierpiała na chorobę, która właśnie tak się objawiała, i nie ma tutaj mowy o pochodzeniu od żadnej rasy syberyjskiej. Gorzej jednak, bo pewnego dnia nauczyciel historii w gminnej szkole narysował sołtysowi drzewo genealogiczne i w dodatku utrzymywał, że sołtys był zaledwie dalekim krewnym jednego z gwardzistów wojewody, który przespał się z miejscową wieśniaczką w czasie, kiedy Maciej Basarab uciekał od wrogów, pragnących jego śmierci.

Kiedy pan Saizu stracił urząd, na powrót stał się wujkiem Saizu i nie pozwalał już kotce łazić bez kontroli po całej wsi. Pokłócił się z weterynarzem i z nauczycielem historii, którzy wspólnie odkryli buby zarówno w jego przeszłości, jak i w przeszłości jego pupilki. Miał jednak małą satysfakcję, wprawdzie trochę późno, ale zawsze to coś. Otóż mówiło się, że stary biedak Costel, który wrócił z Syberii w latach sześćdziesiątych, przyjechał z malutkim, popielatym kotkiem, którego trzymał na piersi we wszystkich pociągach wiozących go do domu. Kto wie, może zwierzak przybyły z Costelem ze Wschodu był jakąś krzyżówką tamtejszych niebieskich kotów? Ale kogo to jeszcze interesowało, skoro sołtys przegrał wybory?

Buty

W przedpokoju istnieje kolekcja butów znajdująca się w doskonałym rozgardiaszu. Jest nas w tej chwili czwórka i cała nasza kocia gromada dba o ten rozgardiasz. Nikodemowi podobają się buty Cristiana, więc spaceruje z nimi po całym domu i na znak najwyższego szacunku niedawno podrapał czubki w najnowszej parze.

Cristian jest bardziej w porządku, niż kiedyś mi się wydawało. Stwierdził jedynie, że te zaatakowane przez Nikodema buty będzie mógł nosić tylko wieczorem na ulicy. Zanim jednak to powiedział, próbował ratować sytuację, smarując zadrapania pastą, z myślą, że je zakryje. Suczka Mița domyśliła się jednak, że w głębi duszy Cristian obraził się na Nikodema. Pogoniła go więc po domu, ale tylko tak, żeby pokazać Cristianowi, że nie jest obojętna, kiedy Cristian jest zdenerwowany. Ależ te psy są lizusami!

Czarny Marcjan bawi się jedynie butami Maćka. Może dlatego, że to właśnie on wyłowił go z czeluści bloku, czyli z piwnicy. Ale Marcjan jest jeszcze większym dziwakiem niż my. Podjada jedzenie suczek, kiedy nie widzą, a jednocześnie zaprzyjaźnił się z Angielką Tuicą, bo zauważył, że Mița ją prześladuje. Takie tam ich stare psie sprawy. Ale, koniec końców, obie są przyjaciółkami. Tyle tylko, że Mița przypomina od czasu do czasu swojej kumpelce, która z nich jest szefową. Nie gryzie jej, ale przewraca i ciągnie po podłodze, a wtedy Tuica wybucha płaczem. Może tak manifestuje się jej angielska wrażliwość?

Ja jestem zwolenniczką butów Danieli i Piotra. Nie bawię się nimi, ale kiedy właścicieli nie ma i krążą gdzieś po mieście ubrani oczywiście w inne buty, lubię je sobie powąchać. Tutaj nikt nie wychodzi na bosaka, jak to robili mieszkańcy domu na wsi.

No właśnie, ciekawe, co tam słychać u mojej mamy...? Co więcej, kiedy Daniela widzi, że Cristian włożył jakieś szczególnie ulubione starocie, grozi mu, że wyrzuci je na śmietnik, żeby nie pokazywał się w nich więcej na ulicy. „Nie but zdobi człowieka!” – mówi w takich wypadkach Cristian. „Gdybyśmy byli bogaci” – kontruje Daniela – „mógłbyś wychodzić nawet w kapciach!”. „To by już było urąganie dobremu obyczajowi” – mruczy Cristian pod nosem. Ale nie jest przekonany w stu procentach. I dodaje: „Moja więź z tymi butami jest wyjątkowa”. A tak naprawdę Danieli podoba się to, że Cristian ma w nosie zdanie innych w kwestiach ubioru. Oboje pamiętają czasy, kiedy chodzili w dziurawym obuwiu, tylko że wtedy byli młodsi i mieli nadzieję, że ich bieda nie będzie trwała wiecznie. Największym ówczesnym problemem było to, jak ubrać chłopców, żeby dzieciaki na ulicy się z nich nie śmiały. Moim zdaniem Cristianowi te buty podobają się głównie dlatego, że nie mają sznurówek, które trzeba zawiązywać i rozwiązywać, ale zwłaszcza dlatego, że, jak mu się wydaje, przynoszą szczęście. Nie żeby był jakimś przesądnym gościem! Na przykład w ogóle nie wierzy, że czarne koty przynoszą pecha, ale kiedy gada sam do siebie w pokoju, zakłada istnienie pewnej prawidłowości, która mówi, że właśnie te buty są dla niego przychylne. A gdyby przypadkiem Nikodem złożył swój podpis pazurami na tych starociach, a nie na nowiusieńkim nabytku obuwniczym, nie upiekłoby mu się tak łatwo.