Książka tygodnia: „Nie możemy uciec przed naszą historią” Adriana Cioroianu [fragmenty]

Adrian Cioroianu
NIE MOŻEMY UCIEC PRZED NASZĄ HISTORIĄ [fragmenty]

Metro w Bukareszcie (1909–1979)

[…] Następny etap historii metra bukareszteńskiego nastąpił w latach 30. ubiegłego wieku. Król Karol II być może miał wiele słabości, ale trzeba przyznać, że był człowiekiem i przywódcą ambitnym. Według jego wizji Bukareszt miał się stać stolicą na poziomie europejskim, wyposażoną między innymi w metro, prawdopodobnie według modelu francuskiego. Ale projekt budowy rumuńskiego metra znów pozostał na papierze z powodu drugiej wojnyświatowej. I tak doszło do tego,że przedsięwzięcie to zrealizował dopiero reżim komunistyczny.

W połowie lat 50. stworzono w stolicy biuro projektów, które miało za zadanie przygotowanie projektu metra. Z początku przyjęto za podstawę sowiecką szkołę budowlaną. Sowieckie metro, nawet jeśli było nie najstarsze, to na pewno najbardziej efektowne, stanowiąc dzieło użytkowe i propagandowe jednocześnie. Ale, poczynając od lat 60., specjaliści zaangażowani w budowę metra bukareszteńskiego byli już wyłącznie Rumunami, aźródłem inspiracji znów stało się metro w kilku stolicach zachodnich. Na początku lat 70. został sporządzony projekt techniczny tego przedsięwzięcia, a w lutym 1975 roku rozpoczęły się prace na budowie tego, co nazywało się wtedy Przedsiębiorstwem Metro Bukareszt – czyli IMB.

Trzeba powiedzieć, że Nicolae Ceauşescu zaangażował się osobiście w ten projekt, poczynając od lat 1972–1973. Jego ambicją było, aby wszystkie składniki metra – od szyn do wagonów, a nawet mozaik i marmurów na stacjach – były produkcji rumuńskiej. Te zamiary zostały w dużej mierze zrealizowane. 16 listopada 1979 roku przywódca Ceauşescu otworzył pierwszą linię metra bukareszteńskiego, którałączyła wtedy stacje Timpuri Noi i Semănătoarea. Metro wpisało się na listę najważniejszych osiągnięć budowlanych tej epoki.

Na przestrzeni lat 80. sieć metra bukareszteńskiego rozgałęziła się w kilku kolejnych etapach. W tamtych czasach wszystkie wagony były żółte. I natychmiast pewna rumuńska gwiazda muzyki rozrywkowej wylansowała piosenkę, w której metro zostało nazwane metaforycznie „żółtym taborem bez koni”, co w tamtych czasach symbolizowało najkrócej dokonujący się postęp. Dziś, kiedy konie są bez porównania rzadsze niż samochody lub kolejki podziemne, trudniej zrozumieć to sformułowanie. Pierwsza linia miała w chwili jej otwarcia w roku 1979 tylko sześć stacji. W roku 1989, gdy upadał reżim komunistyczny, metro bukareszteńskie miało około 40 stacji. Dziś ma 51 stacji na trasie o długości 70 kilometrów. Następne 25 stacji jest w budowie lub przynajmniej w planach. W każdym razie pozostaje faktem godnym odnotowania,że codziennieśrednio 600 tysięcy pasażerów podróżuje metrem, czyli jeden z czterech mieszkańców miasta schodzi pod ziemię, wiedząc, że w ten sposób dotrze najszybciej do miejsca przeznaczenia.

Niewątpliwie metro jest jedną z najlepszych inwestycji, jakie poczyniono kiedykolwiek w Bukareszcie. Myślę, że byłoby błędem, gdybyśmy powiedzieli,że metro było sukcesem reżimu komunistycznego. Na pewno Bukareszt miałby dziś metro, również jeśli Rumunia nie byłaby pod rządami takiego reżimu. Jednak prawdopodobnie w warunkach demokracji metro kosztowałoby drożej, a firmy je budujące nie byłyby być może rumuńskie, a zagraniczne. To jest lekcja, nad którą warto się zadumać.

Morał naszej opowieści wiąże się z pewnym prawdziwym zdarzeniem, które mi opowiedział jeden z inżynierów, weteranów metra bukareszteńskiego. Podczas swej inauguracyjnej podróży metrem w listopadzie 1979 roku Nicolae Ceauşescu zwrócił uwagę, że prędkość pociągu jest zbyt mała, a stacje zbyt częste. W rzeczywistości Ceau?escu nie był w stanie wyobrazić sobie metra inaczej niż w postaci zwykłego pociągu poruszającego się pod ziemią. „Wtedy, w 1979 roku, zdaliśmy sobie sprawę, że Ceauşescu był człowiekiem zacofanym, który nie rozumiał świata wokół siebie” – powiedział mi ten inżynier, który – tak jak wszyscy jego koledzy – dobrze wiedział, jak częste są stacje metra na przykład w Paryżu. Rozumie się samo przez się, że Nicolae Ceauşescu nigdy nie jechał metrem na Zachodzie i nie miał bardzo wyraźnych wspomnień z młodości, gdy teoretycznie mógł zejść do metra sowieckiego, choć nie wiemy, czy to kiedykolwiek zrobił. W każdym razie w roku 1979 Ceauşescu odbył jedyną podróżżółtym taborem bez koni”. Niewiele ponad dziesięć lat później miał opuścić naszą historię helikopterem.


Gimnastyczka przeskakuje granicę. Ucieczka Nadii Comăneci (listopad 1989)

Niektórzy przypominają sobie na pewno jesień 1989 roku, a zwłaszcza prace ostatniego, XIV Zjazdu Komunistycznej Partii Rumunii, który miał wtedy miejsce. Przy tej okazji głuchy iślepy na wszystko, co działo się w obozie socjalistycznym, Nicolae Ceauşescu został raz jeszcze wybrany jednogłośnie i z burzą oklasków na stanowisko sekretarza generalnego partii. Niespodziankę zgotował mu natomiast ktoś, po kim się tego najmniej spodziewał – młoda 28-letnia Rumunka, najbardziej znana Rumunka tamtych czasów.

Nicolae Ceauşescu nie zdążył się nacieszyć zbyt długo swym ostatnim zwycięstwem. XIV Zjazd rumuńskiej monopartii, odbyty w dniach od 20 do 24 listopada 1989 roku, usankcjonował pełną izolację kraju. Rumunia socjalistyczna wydawała się planetą oderwaną od systemu komunistycznego, na którejświatło reformatorskie nowej gwiazdy na Kremlu, Michaiła Gorbaczowa, zdawało się nie rozpuszczać lodów. A tymczasem kilka dni po kongresie pewna wiadomość z Rumunii wstrząsnęła prasą międzynarodową. Dlatego też proponuję, byśmy przypomnieli ucieczkę z kraju Nadii Comăneci.

Jesienią 1989 roku Nadia Comăneci była jak pozłacany kanarek w złotej klatce. Mająca wtedy 28 lat była wielka mistrzyni olimpijska dostawała pensję od państwa rumuńskiego, ale jednocześnie była ściśle nadzorowana przez organa bezpieczeństwa. W końcu lat 80. nie mogła już w ogóle opuszczać Rumunii, choć przyjmowała wiele ofert i zaproszeń z zagranicy. Jednocześnie, co było rzeczą niespotykaną w systemie komunistycznym, stała się tematem opowieści, które obrastały celebrycką legendą, jak na przykład pogłoski o jej rzekomym miłosnym związku na początku lat 80. z piłkarzem z Krajowy, GheorgheGeolgău. Plotka ta krążyła tak uporczywie,że nawet gazeta „Iskra Młodzieży”, która co tydzień w sobotę zamieszczała dialog Nadii z czytelnikami (w rzeczywistości pisany nie przez nią, a przez dziennikarza Horię Alexandrescu), postanowiła w pewnym momencie zamieścić sprostowanie w tej sprawie, co było wydarzeniem nienotowanym w historii partyjnej prasy w Rumunii.

Opowieść o ucieczce Nadii z kraju zaczyna się więc wieczorem 14 listopada 1989 roku. Przy okazji urodzin pewnej znajomej, na prywatnej imprezie z gatunku takich, które młodzi Rumuni ze wszystkichśrodowisk uwielbiali organizować w końcu tygodnia, Nadia poznała młodego obywatela amerykańskiego pochodzenia rumuńskiego nazwiskiem Constantin Panait. Wyjechał on z Rumunii w 1981 roku, ale niedawno powrócił z paszportem amerykańskim, ale przede wszystkim w celu zorganizowania ucieczki z kraju niektórych znajomych. Zauważywszy, że Nadia ma poczucie rozczarowaniażyciem, Panait złożył jej efektowną propozycję udzielenia pomocy w opuszczeniu kraju. Nadia poprosiła o czas do namysłu, ale bardzo szybko się zgodziła. A dokładnie dwa tygodnie później, rankiem 28 listopada 1989 roku, węgierskich strażników granicznych z miejscowości Kiszombor spotkała niespodzianka: zatrzymali grupę siedmiu rumuńskich uciekinierów, a wśród nich gwiazdę gimnastykiświatowej, samą Nadię Comăneci!

Na temat ucieczki Nadii pojawiło przez ostatnie 25 lat setki lub tysiące relacji i wiele różnych wersji. Temat jest, prawdę mówiąc, bardziej poważny, niż to się wydaje, bo mówi nie tylko o znanej gimnastyczce, ale i o kraju, z którego uciekła. Niektóre osoby lub osobistości z Rumuńskiej Federacji Gimnastyki (których nazwisk na razie nie mogę przytoczyć) powiedziały mi,że ucieczka Nadii Comăneci z kraju była największą tajemnicą poliszynela w całej historii współczesnej rumuńskiego sportu. Wszyscy oczekiwali,że Nadia z kraju wyjedzie, a pytanie brzmiało raczej: „Dlaczego jeszcze nie wyjechała?”. Tak jak to zrobili inni znani sportowcy rumuńscy, tacy jak Ilie Năstase lub IonŢiriac, dla których granice były znacznie mniej szczelne, choć w ich przypadku miało to miejsce w latach 70.

Nadia była bezdyskusyjnie symbolem reżimu, a „troska” o nią ze strony Securitate miała szczególny wymiar. Istnieją opinie, według których Nadia sama odmówiła wcześniej wyjazdu, choć informacje o różnych pokusach, które były jej oferowane, pojawiły się natychmiast po 1976 roku. Niektórzy mówią, że Nicu Ceauşescu wiedział o zamiarach Nadii w 1989 roku iże wolał pozostawić sprawy samym sobie, co byłoby dowodem poczucia schyłku reżimu odczuwanego przez elitę tych czasów. Jak dotąd nie istniejeżaden dowód na to wspólnictwo Nicu Ceauşescu, ale trzeba przyznać, że jak na razie legendy są liczniejsze niż ich potwierdzenia, które mogą się pojawić pewnego dnia. Prawdę mówiąc, historia relacjiłączącej byłą gimnastyczkę z beniaminkiem rodziny Ceauşescu nie jest zbyt jasna i może lepiej, by tak zostało. Inni mówią, że to jakaś frakcja w Securitate miałaby ułatwić tę ucieczkę, w ramach przygotowań do mających nadejść wydarzeń. Ale prawda może być dużo prostsza. Prawda, która przyprawiła Nicolae Ceauşescu o bóle głowy.

Nadia Comăneci i grupa uciekinierów, do której należała, przekroczyła granicę z Węgrami gdzieś pod Timişoarą, nocą z 27 na 28 listopada 1989 roku. Pomogli im przewodnicy, którym zapłacił za to uprzednio w twardej walucie Constantin Panait. Wiadomość o ucieczce Nadii podała węgierska stacja Radio Kossuth o godzinie ósmej rano 28 listopada. Następnego dnia, 29 listopada, Panait wyjechał legalnie samochodem z kraju i zabrał Nadię z hotelu w węgierskim mieście Szeged, po czym gwiazda gimnastyki dotarła do Austrii i uzyskała azyl polityczny w ambasadzie amerykańskiej w Wiedniu. Poczynając od 30 listopada 1989 roku, wszystkie wielkie gazety i stacje telewizyjne naświecie podawały sensacyjną wiadomość, że Nadia Comăneci uciekła z Rumunii Nicolae Ceauşescu. A rano w sobotę 2 grudnia Nadia przyleciała na lotnisko Kennedy’ego w Nowym Jorku.

Nicolae Ceauşescu przyjął ucieczkę Nadii jako potrójny cios. Po pierwsze, w tych czasach była to najbardziej znana i najbardziej szanowana kobieta w Rumunii. Po drugie, uciekła przez Węgry, a dziennikarze z Budapesztu za zgodą władz pospieszyli z wiadomością, że Nadia tak naprawdę pochodzi z mniejszości węgierskiej we wschodniej Rumunii (grupy etnicznej o nazwie Czangowie), a jej prawdziwe nazwisko miałoby brzmieć Kemenes. Inaczej mówiąc, rumuńska gwiazda gimnastyki nie była w pełni Rumunką. Sama Nadia zdementowała elegancko tę węgierską hipotezę. I wreszcie trzecim szokiem dlaCeau?escu był fakt,że Securitate nie potrafiła zapobiec tej ucieczce. Czy była to rzeczywiście nieumiejętność, biorąc pod uwagę, że chodziło o jedną z najbardziejśledzonych kobiet w Rumunii tych lat? Być może w niezbyt dalekiej przyszłości dowiemy się większej liczby szczegółów na temat ucieczki jako takiej oraz na temat postaci Constantina Panaita, który ją ułatwił, a o którym niewiele wiadomo.

Rano 2 grudnia 1989 roku, na nowojorskim lotnisku Nadia Comăneci została powitana przez tysiące dziennikarzy – skądinąd nic dziwnego. Ktoś zapytał ją, czy jej ucieczka z Rumunii zaszkodzi Nicolae Ceauşescu. Nadia odpowiedziała: „It’s not my business” – czyli „nic mnie to nie obchodzi”. Morał naszej opowieści jest taki,że czasem nawet najbardziej solidne klatki mogą się zepsuć – same z siebie lub na skutek interwencji z zewnątrz. Za niespełna miesiąc sam Nicolae Ceauşescu miał się znaleźć w Târgovişte w swojej własnej klatce, wcale nie pozłacanej.