Kompas literacki - fragment tomu „Przeżycia 6. W dżungli lodowego bloku” Radu Cosașu

Kompas literacki - fragment tomu Przezycia 6 W dzungli lodowego bloku Radu Cosasu

Radu Cosașu
PRZEŻYCIA 6: W DŻUNGLI LODOWEGO BLOKU
[fragment]

„[...] Lino Zuin, piłkarz amator z Vincenzy tak bardzo ucieszył się ze strzelonego gola, że zawisł na barierce, która złamała się i uderzyła go śmiertelnie w głowę. Zuin był amatorem radości, bo inaczej nie da się wytłumaczyć jego kretyńskiej śmierci. Tylko amator mógł być na tyle naiwny, żeby mieszać świat, a zwłaszcza przedmioty w świecie do swojej radości. Zawodowiec radości skakałby po boisku, podnosił ręce i pięści, robił fikołki, pozwalał na złamanie sobie kręgosłupa albo uduszenie przez ściskających go kolegów z drużyny – ale za żadne skarby nie oddaliłby się od siebie i nie uzewnętrzniał, wieszając się na jakichś przedmiotach. Przedmioty są niebezpieczne, zwłaszcza, kiedy widzą, że człowiek jest szczęśliwy – to wie każdy zawodowiec radości. Należy skończyć z amatorszczyzną w tej dziedzinie. Prawdą jest, że zawodowe uprawianie radości jest ciężkie, wymaga posiadania dużej ilości rozumu, ale jeszcze prawdziwsze jest to, że życie nie zawsze ma ochotę zachęcać nas do spokojnej i przyjemnej nauki tego zawodu.

Białe niedźwiedzie w syberyjskiej tajdze, 3.000 kilometrów od Oceanu Północnego.

W zeszłym roku na Grenlandię spadł bombowiec, a ja pisałem:
„Mile widziane są wszystkie apele o zachowanie spokoju po upadku bombowca atomowego, wystosowane przez bardzo kompetentnych specjalistów.
Dobrze, że bomby wbiły się głęboko w śnieg. Dobrze, że chroni je solidna warstwa lodu. Wprawdzie lód topi się tam dopiero w czerwcu, ale jakie to ma znaczenie? Znam ludzi, którzy żyli jak pączki w maśle z wbitymi w ciało odłamkami wielkości palca, jedli, pili i pięknie zeszli z tego świata we własnych łóżkach. Dobrze, że promieniowanie jest lekkie, na stabilnym poziomie, nie przekracza i nie przekroczy obszaru 60/75 metrów. Nie dojdzie ani do Florencji, ani do Mamai, więc jestOK. Jeszcze bardziej pocieszające jest to, że owe promienie alfa nie przenikają przez ludzką skórę. Badacze narażeni na to stabilne promieniowanie będą musieli jedynie wytrzeć sobie dokładnie ośnieżone buty i śnić piękne sny, tak samo zresztą, jak my wszyscy. Nie podoba mi się jedynie sprawa z fokami. Eskimosi z tamtych pustkowi, skądinąd sympatyczni ludzie, dla których kochać się z kobietą oznacza śmiać się razem z nią, są niespokojni: ich dotychczasowa klientela nie będzie już kupować konserw i skór foczych w obawie przed skażeniem. Specjaliści w dziedzinie atomistyki mówią, że Eskimosi mogą jednak spać spokojnie: foki to zwierzęta osiadłe i całkiem niepoważnym jest sądzić, że będą przemieszczać się z rejonów skażonych do innych lodowych bloków. Foki będą grzecznie siedziały na swoim miejscu. Nie jem konserw z foki (jem konserwy z teleksu) i nie ubieram się w ich skóry (ubieram się w gazety). Ale, ale, te foki są pewnymi zwierzętami? Można na nich polegać? A co, jak im przyjdzie ochota zerwać z osiadłym trybem życia? Jak je najdzie, tak jak ludzi, chętka na przemieszczanie się? Pomysł składania losu – nawet i eskimosiego – w ręce stworzeń, o których nie wiadomo, co za jedne i jakie pomysły przyjdą im do głowy, jest jedynym pomysłem wkurzającym mnie w całej historii z bombowcem, który ni stąd, ni z owąd spadł na arktycznej pustyni”.

Używając niewielkiej ilości danej mi wyobraźni, od jakiegoś czasu statystuję w teatrze w Rennes (Francja) w operetce Meksykański śpiewak. Nikt mnie nie pyta, czy mi się to podoba. Gram, muszę z czegoś żyć, nie mam żadnej roli, tylko statystuję. Niby to nic trudnego, ale od 18 lutego pojęcia nie mam, gdzie podziała się moja głowa. Tamtego wieczoru pod koniec 17 sceny – tortury na ruinach indiańskiej świątyni – inspicjent miał jak zwykle wystrzelić trzema ślepymi nabojami w metalowy cylinder, pach, pach, pach, a potem - kurtyna! Tamtego wieczoru, żeby już tak dużo nie gadać, naboje nie były ani ślepe, ani niedowidzące, ani krótkowzroczne, ani dalekowzroczne, tylko prawdziwe; nikt o tym nie wiedział, ani on, ani my, mogliśmy umrzeć, wszystko jedno, statyści, gwiazdy, elektrycy czy panie z pierwszego rzędu. Zawołano rusznikarza, ale jego wyjaśnienia rozsierdziły nas jeszcze mocniej: jego pomyłka brała się stąd, że między nabojami ślepymi, a tymi o dwóch oczach pozornie nie ma żadnej różnicy. Każdy może się pomylić. A ponieważ świat jest sceną, bezdyskusyjnie, ja miotam się, aby opuścić teatr w Rennes, poszukać innej operetki, bez iluzji w kwestii roli, teatru, w którym będę mieć choćby minimalną pewność, że rusznikarz i inspicjent – koniec końców najważniejsi ludzie w przedstawieniu – umieją choć trochę odróżnić naboje ślepe od krótkowzrocznych.

Nagła śmierć częściej przychodzi jesienią.
Nagła śmierć częściej przychodzi zimą.
Nagła śmierć przychodzi zwłaszcza o świcie.
Nagła śmierć przychodzi o 5 rano.
Te ściśle naukowe prawdy, które jedynie strach i moje zamyślenie ułożyły w formie przypominającej wiersz, zostały zakomunikowane we Florencji przez ważnego profesora, dyrektora ważnej placówki akademickiej poświęconej ożywianiu, w ramach kongresu dotyczącego nagłej śmierci i reanimacji. Milczę. Owe stwierdzenia są owocem długotrwałych badań. Milczę. W owych długotrwałych badaniach dokonano syntezy drobiazgowych statystyk. Milczę. Owe drobiazgowe statystyki dotyczyły – tak sobie myślę – śmierci porannych, śmierci letnich, śmierci nocnych, śmierci zimowych, śmierci podczas czterech pór roku, śmierci w ciągu 24 godzin. I tak wysnuto wniosek, iż nagła śmierć – z powodu niewydolności sercowej – najczęściej przychodzi jesienią i zimą, o wczesnych godzinach, około 5 rano. Profesor utrzymuje, że w celu zwiększenia dokładności obserwacji należałoby rozszerzyć studium uwarunkowań nagłej śmierci również na „badanie warunków kosmicznych, słonecznych i ziemskich sprzyjających tym wypadkom”. Kiedy serce zaczyna milczeć, zapytajmy o godzinę słońce, księżyc, meteoryty, gwiazdy, wody i światło zachodu. Powoli, czule i perfidnie otacza nas precyzja. Pomilczymy?

Kiedy skończyłem czytać Czuła jest noc Scotta Fitzgeralda, płakałem bezwstydnie i modliłem się do Boga, abym mógł napisać kiedyś książkę, w której silny mężczyzna odchodzi powoli, powolutku, nie umierając, kiedy jego kobieta schowana między płaszczami w luksusowej garderobie mówi: „Nie opuszczaj mnie, bo umrę”. Byłem we Frankfurcie, sam jeden w czystym domu, zegar z kukułką obwieszczał poranną godzinę, na parterze wył pies pozostawiony sam w mieszkaniu. Modliłem się: „Pomóż mi, Panie, napisać tylko taką książkę...”. I płakałem. Wyznam wam coś bez cienia wstydu – bo bycie bezwstydnym w pisaniu i wyrażaniu siebie stanowiło prawo rządzące pisarstwem Scotta: „Musisz zaprzedać duszę...” mówił kiedyś do pewnego młodego pisarza poszukującego kamienia filozoficznego w literaturze.
... Może jest jeszcze jeden albo dwóch ludzi, którzy dziś płoną jak świece u jego wezgłowia, mamrocząc słowa z pocztówki, którą sam wysłał do siebie do hotelu „Ogród Allaha” w Hollywood, hotelu kategorii 15, gdzie przeżywał najczarniejsze lata swojego życia – on, który opisał jak nikt inny, waląc prosto w duszę, bezużyteczne piękno najpiękniejszych hoteli świata:
„Kochany Scotcie, co u ciebie? Mam zamiar przyjechać i spotkać się z tobą. Mieszkam w „Ogrodzie Allaha”. Twój Scott Fitzgerald.”

W lutym ekspert od elektroniki zbliża się do wybrzeży Ameryki Południowej. Aparat radiowy znów działa: zarzuca wiadomościami kraj, statki, z którymi udaje się mu nawiązać łączność, przyjaciół, gazetę Sunday Times. Wynajduje prędkości i pozycje, widoki, zjawy i sceny na oceanie.
Na wierzchołku wielkiego masztu „Teingmouth Electron” usadowił się diabeł. Crowhurst pisze esej liryczno-filozoficzny zatytułowany Przemieszczony. Pewnego ranka opowiada, że zobaczył na pokładzie ptaka, który nagle, niespodziewanie, w sposób niewytłumaczalny zmienił trasę lotu w kierunku wschodnim, do śmierci:
„Tym ptakiem jestem ja. Był kasztanowy z dwoma białawymi plamami na końcach skrzydeł. Czyżbym był stworzeniem słabszym niż migrujący ptak, który boi się samotnego lotu i odkrywania tego, co rozciąga się za perfidnymi wodami, o których starsi mówią jak o jakimś tabu? Dlatego ptak był niedoścignięty. Był Przemieszczonym. Kiedy próbowałem się do niego zbliżyć, poszybował w inną stronę. Ruchem skrzydeł zburzył monotonię bieli na horyzoncie i uciekł do blasku odległego świata.
Tym ptakiem jestem ja... Pofrunął do mocnego światła wschodu, nie wiedząc, co go czeka. Jestem taki sam, jak on... Nie czekam na zmiłowanie od innych, tylko od samego siebie.”
Mały statek zewsząd otoczony był wiatrem. Samotny nawigator, idąc za swoim losem, zbliżał się do wybrzeży Urugwaju.

W czasie, gdy Akademia Francuska długo dyskutowała nad problemem zaakceptowania bądź odrzucenia przymiotnika „cornelijski”, Matsurtaro Imai – strażnik w muzeum sztuki nowoczesnej w Kyoto, człowiek 55-letni, ojciec dzieciom – popełnił hara-kiri ponieważ ktoś ukradł ze strzeżonej przez niego placówki obraz Toulouse-Lautreca (Marcelle) wypożyczony Japończykom przez francuskie muzeum w Albi. Japoński minister kultury wygłosił przez radio apel do złodzieja, aby ten zwrócił obraz: „Obraz Japonii się zaciemni, jeżeli Marcelle nie zostanie odnaleziona”. Złodziej udał, że nie słyszy, Imai – daleko od akademii i od Corneille’a – popełnił hara-kiri, żeby uratować honor swój i Japonii. Był to gest świadczący o tym, że ludzie, którzy weszli w erę konkretu, nie mogą się już wycofać. Nie umiera się już od abstrakcji; abstrakcje, choćby nie wiadomo jak szlachetne, nie dają już satysfakcji, nie decydują o niczyim losie. Harakiri za zaginiony nowoczesny obraz. Honor, powinność, namiętność wyłaniają się z konkretu i wracają do niego, jak ziemia. Nikt już nie karmi się mitem nanizanym na abstrakcję. Myśl o śmierci syntetyzuje się z konkretem – powinniśmy drżeć przed tą syntezą, jak przed syntezą atomową.

EXTRAVERAL

DZIAŁANIE FARMAKOTERAPEUTYCZNE:
Wyciąg z waleriany i głogu ma działanie uspokajające. Kwas fenylobariturowy ma działanie uspokajające i przeciwkonwulsyjne.

WSKAZANIA:
Nadpobudliwość nerwowa; bezsenność, zaburzenia neurowegetatywne; nadciśnienie tętnicze; nadczynność tarczycy.

SPOSÓB PRZYJMOWANIA:
2-3 pastylki na dzień.
W przypadku bezsenności należy zażywać wieczorem, pół godziny przed snem, 2-3 pastylki naraz.”

Przekład z języka rumuńskiego: Radosława Janowska-Lascar